Idzie konfrontacja

Dodano:
Tablica informacyjna - wstęp tylko z "paszportem covidowym" w Paryżu. Źródło: PAP/EPA / IAN LANGSDON
Dzień 550, wpis nr 439 I Idą chwile prawdy, czyli dochodzimy do progu konfrontacji. Nóż obostrzeń, wchodzący w tkankę społeczną, na razie posuwa się dość bezkarnie, Polacy raczej nie protestują – fakt, że gdy się popatrzy na inne kraje to u nas właściwie laba jest. Na razie.

Ja już pisałem (w Do Rzeczy) o sanitarystycznej ustawie, która krąży po sejmie, teraz mamy nowe kwiatki. No właśnie – to pierwszy ciekawy aspekt – chodzi o legalizm poczynań władzy. To jasne, że żyjemy w prawnej próżni, bo nie można robić takich jazd z prawami i wolnościami bez ogłoszenia stanu klęski żywiołowej i bez odpowiedniej ustawy, z której wynikałyby następnie rozporządzenia. Tak i teraz: najnowsze plany rządu wcale nie muszą przechodzić przez parlament, bo mogą być, tak jak dotychczasowe, wprowadzane na drodze rozporządzeń, bez żadnej debaty.

Ale z kim tu debatować? W parlamencie wszystkie siły (oprócz Konfederacji, która na swym rozsądku zbiera punkty) prześcigają się w sanitaryzmie, nawet opozycja zarzuca władzy, że za mało się stara, a prezydent Duda, to w ogóle foliarz, bo powiedział, że jest przeciwny obowiązkowi szczepień, choć ich zwolenników w formie otwartej deklaracji można wśród polityków policzyć na palcach jednej dłoni zaciśniętej na strzykawce. Cała gra nie odbywa się wokół przymusu szczepień, ale stworzenia uciążliwości dla niezaszczepionych w takim stopniu, że ci sami i to w formie wymuszonej dobrowolności poddadzą się szczepieniu. Wykorzystywane tu są mechanizmy samoobsługowego pilnowania się, napuszczania jednych na drugich.

Czekają nas ostatnio dwa nowe rozwiązania. Pierwsze to takie, że pracodawca może niezaszczepionego pracownika przesunąć na inne stanowisko i/lub odesłać na bezpłatny urlop. Nawet nie chce mi się tu zajmować kwestią w jaki to możliwy sposób pracodawca miałby wejść w posiadanie informacji de facto o prywatnych sprawach pracownika, do jakich należy stan jego zdrowia czy kuracje jakim się poddaje. To pierwszy aspekt napuszczani jednych na drugich. Dajemy pracodawcy niebywały zakres władzy nad pracownikiem i jego własne prawo do decydowania o jego losie. Po drugie – chciałem nieśmiało zauważyć, iż posiadamy w Polsce dość nieźle rozwinięte związki zawodowe. Zwłaszcza „Solidarność” to spore zaplecze politycznego poparcia obecnego rządu? Co w tej sprawie powiedzą, co powie Duda Mniejszy? Co na to Prawo Pracy i wzajemne świadczenia wynikające z relacji pracownik-pracodawca zawartych w umowie o pracę? To jak? Będą brać głodem? W dodatku w Polsce, gdzie brakuje rąk do pracy? Sprawę załatwią importowani, zaszczepieni Ukraińcy? Żarty. Ja z chęcią popatrzę na pracodawców, którzy chcieliby skorzystać z takiego zakresu władzy nad pracownikiem-niewolnikiem. Podejrzewam spory ruch stygmatyzujący takowych wyrywnych. Sam bym to zrobił.

Drugi pomysł to knajpy – znowu z samoobsługą Polaków wobec egzekwowania „dobrowolnego przymusu szczepień”. Tym razem już nie z sankcją, że ktoś może po niego sięgnąć, ale teraz będzie musiał. Otóż ma być tak, że jeżeli restaurator będzie obsługiwał w swoim lokalu nieszczepionych, to grozi mu za to lockdown. Teraz to już jasne jak w biały dzień o co chodzi – lockdown nie ma mieć znaczenia epidemiologicznego, ale wyłącznie restrykcyjne. Tacy niewpuszczeni przecież w Biedronce (jeszcze) nie zagrażają nikomu, ale w knajpie obok już tak. Jak już pisałem – epidemia zeszła już na drugi plan (również statystycznie), dziś numer jeden nie jest już wirus, ale szczepionka i temu jest podporządkowane wszystko. To obustronny szantaż, który ma spowodować, że obie poszkodowane przecież strony (restaurator i klient) będą napuszczone na siebie.

No dobra, ale jak to wyegzekwować? Popatrzmy na taką Francję, z której wzorców skorzystać chce nasz kraj. Tam sprawa się rozegrała prosto. Francuzi, dla których knajpka to w dodatku coś o wiele bardziej ważnego niż dla Polaków, przychodzą pod lokal z własnymi stolikami i stawiają je na chodniku obok knajpianych, a kelner „sprzedaje na wynos”. Wokół kręcą się dość bezradnie policjanci. W Polsce kultura przesiadywania w knajpach dopiero się rodziła i taki cios jak półtoraroczne wożenie się od ściany do ściany z zabawą w zamykamy-otwieramy i tak już nadwątliły tę delikatną tkankę. Teraz restaurator, ten ocalały rzecz jasna, będzie wrogiem własnego klienta, na którego czekał przecież długo.

Ja poczekam na stanowisko w tej sprawie głównych aktorów tego dramatu. Związków pracodawców, prawników od prawa pracy, całego ministerstwa zajmującego się tym zagadnieniem, związków zawodowych, instytucji konsumenckich, Kościoła, wreszcie – konstytucjonalistów. Ci ostatni interesują mnie w kowidzie szczególnie. Wszędzie latają z plakatami o konstytucji, zaś jej codziennego łamania jakoś nie zauważają.

Władza wyraźnie testuje. To znaczy puszcza info o obostrzeniach i zaraz bada opinię publiczną czy to przejdzie. Tak samo i teraz. Wcześniej wypuszczono na wabia, iż jest policzone na IV falę na połowę sieprnia. To, że jej nie ma to nie zasługa walki z epidemią, bo ta akurato poszała sobie, jak ludzie zdjęli maski i siedli na przeciwko siebie w knajpach. To, że jeszcze nie mamy tej fali to znaczy, że ją zapowiedziano, a wyniki badań opinii publicznej „na okoliczność” wykazały, że nie bardzo się ten pomysł podoba. Tuszę, że tak będzie i w tym wypadku. Oba pomysły będą teraz badane i chyba wiecie co macie powiedzieć jak zadzwoni ankieter. I, da Bóg, rozejdzie się to wszystko po kościach. Jak nie, to znaczy, że albo się boimy poza granice instyntu samozachowawczego, albo władza pójdzie na rympał.

Na świecie, równolegle z obostrzeniami, mamy nową falę, ale zamieszek, w dodatku przemilczanych solidarnie przez światowe media. Społeczeństwa nie bez walki oddają swoją wolność. Francuzi może i zginą za prawo do knajpianego rogalika i kawusi na śniadanie. Polacy raczej nie. Ale czy damy się wkopać w głodowanie na bezpłatnym urlopie, bo tak zachciał pan kierownik? Wątpię, choć Polacy mnie swoją biernością w tym względzie coraz bardziej zaskakują. Kiedyś byliśmy najbardziej bojowym barakiem w obozie. Teraz jesteśmy inni. Po pierwsze – zatomizowani swoim strachem, po drugie – nie mamy chyba zbyt wygórowanych oczekiwań w stosunku do wolności własnej. A to oznacza, że dostaliśmy ją ponad własną miarę. Dostaliśmy, a nie wywalczyliśmy.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na blogu „Dziennik zarazy”.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...